Patron szkoły
Działo się to w Warszawie, w kancelarii parafii Zbawiciela, 7 września 1922r. stawił się Stanisław Baczyński, wraz z małżonką Stefanią oraz chrzestnymi: Adamem Zieleńczykiem i Pauliną Kmitą w celu ochrzczenia dziecka płci męskiej, urodzonego 22 stycznia 1921r. o szóstej rano w Warszawie, przy ulicy Bagatela. Pod numerem 10. Dziecięciu temu dano na chrzcie imiona: Krzysztof, Kamil.
Krzysztof był jedynakiem wychowywanym w nieustannej, czułej troskliwości matki i babki, często pozbawiony opieki ojca, w dzieciństwie chorowity, zwykle wyjeżdżał z matką dwa razy w roku w góry lub nad morze. Matka kochała Krzysia niezwykłą miłością, co i on jej odpłacał nieustającym uczuciem. Wyjazd z lipca 1929r. odżył po latach w muzycznym liryku:
„Sur le Pont d’Avignon”.
Ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie.
Dopiero jako 16-letni chłopak wyjechał pierwszy raz bez matki na wakacje do Zakopanego. Tam zostaje zauważony przez dziewczęta, które dostrzegły w nim urodziwego mężczyznę. Był blondynem o delikatnych, regularnych rysach, niebieskich oczach i ciemnych rzęsach, w wielu wspomnieniach powracają właśnie oczy „głęboko osadzone, marzycielsko-żartobliwe, i z długimi rzęsami, czułe i piękne”.
Baczyński, po śmierci ojca w 1939r. mieszkał tylko z matką. Poeta tworzy wielkie, ważne dzieła: „Serce jak obłok”, „Przypowieść”, „Szklany ptak”, „Olbrzym w lesie”. W listopadzie 1941r. powstał utwór o jednoznacznie brzmiącym tytule „Pokolenie”, pierwszy, w którym poeta wypowiada się w imieniu własnej generacji:
Pokolenie
Do palców przymarzły struny
z cienkiego krzyku roślin.
Tak się dorasta do trumny,
jakeśmy w czasie dorośli.[…]
Każdy – kolumną jesteś,
na grobie pieśni własnych
zamarzły. Czegoż ty jeszcze?
To śmierć – to nie włosy blasku.
To soli kulki z nieba?
Czy łzy w krzemień twarzy tak wrosły?
Czy ziemia tak bólem dojrzewa,
jakeśmy w czasie dorośli?
W tym „dorastaniu w czasie” jak się „dorasta do trumny” musiało być miejsce na miłość i to miłość spełnioną, bez której życie nie miałoby sensu.
Zanim jednak opowiemy o miłości Krzysztofa i Barbary, poświęcimy nieco uwagi scenerii, na tle której spełniła się ich miłość do końca. Oboje byli piękni i młodzi. Anna Świrszczyńska słynna poetka tak pisała o nim:
„Wyglądał na człowieka, który nawet w czasie towarzyskiej rozmowy nie przestawał prowadzić monologu wewnętrznego ze sobą. Patrzyłam na niego z ciekawością. Był już sławny i co tu gadać – taki piękny… „
A jego ciotka tak go zapamiętała:
„On był gdzieś zupełnie poza tym światem. Zawsze taki świetlisty. Przystojny. Był taki książęcy…”
Baczyński pisał o miłości, pisał z myślą o Basi i dla Basi, o której zaraz po poznaniu powiedział do matki, że spotkał dziewczynę swojego życia, zachwycającą, mądrą, inteligentną i świetnie obeznaną w literaturze. Poznali się na komplecie logiki podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego, był to 1 grudnia 1941 roku, a już trzy dni później na imieninach Barbary poprosił ją o rękę. „Była to miłość od pierwszego wejrzenia – wspomina po wojnie matka Basi, Feliksa Drapczyńska – i małżeństwo z wielkiej miłości, odpowiadali sobie intelektualnie, rozumieli się. „